Z tego co słyszałem, to prawdziwi fani Star Treka są zawiedzeni, a cieszą się zjadacze popcornu...
Wiesz w czym problem? Tak jest z każdym fandomem. Nie każdego da się zaspokoić, a zwłaszcza fanboyów, którzy będą wrzeszczeć "RATUNKU J.J. ABRAMS GWAŁCI MÓJ ULUBIONY SZOŁ" przy byle jakiej zmianie (a fabuła filmu progresuje w ten sposób, że równie dobrze Kirk mógłby podejść do kamery i powiedzieć: "Hej, ty tam, idioto w dziewiątym rzędzie. Tak, ty. To zupełnie inna, świeża rzeczywistość, pozwalająca reżyserowi na trochę swobody, która wyjdzie na lepsze zarówno w Box Office, jak i w umysłach widzów. Nie podoba ci się, to wyjdź i przestań tak głośno żreć popcorn, chociaż i tak go nie słyszę - jestem kapitan Kirk i dźwięk mojej niesamowitości zagłusza to mlaskanie.") A sam film zawiera wiele nawiązań, mniej lub bardziej subtelnych, do oryginałów, i jest utrzymany w jego duchu.
A przed tym filmem miałem do czynienia z paroma odcinkami TOS, First Contactem, Voyage Home i Wrath of KHAAAAAAAAAAAN! Żaden ze mnie Trekkie, ale co nieco liznąłem (That's what she said).