StarCraft Area Forum

Offtopic => Dyskusje dowolne => Filmy => Wątek zaczęty przez: Der_SpeeDer w Października 06, 2009, 11:19:57 pm

Tytuł: The Thing
Wiadomość wysłana przez: Der_SpeeDer w Października 06, 2009, 11:19:57 pm
Ostatnio naszedł mnie nastrój na odkurzanie rozmaitych horrorów, czy to growych, czy to filmowych, a wczoraj wieczorem (ba, nocą raczej) sięgnąłem po jedną z ozdób mojej kolekcji DVD, czyli wymieniony w tytule wątku film - The Thing (polskiego tytułu "Coś" celowo nie używam).
The Thing został nakręcony w 1982 roku przez Johna Carpentera, i jest to nie tylko bezsprzecznie najlepszy film tego reżysera, ale też jeden z najlepszych filmów w ogóle, prekursorów gatunku horror/SF, oparty na opowiadaniu Johna Campbella "Who goes there?". Pomimo upływu ponad ćwierci wieku od premiery, The Thing nadal robi ogromne wrażenie i nadal przeraża.

Akcja filmu rozgrywa się w roku 1982 na Antarktydzie, w amerykańskiej bazie naukowej. Pewnego dnia, nieopodal tego obiektu, pojawia się śmigłowiec z pobliskiej bazy norweskiej, którego załoga ściga - z zamiarem zabicia - uciekającego przez lodową pustynię psa. Nie udaje się to jednak, śmigłowiec i Norwegów dotyka katastrofa, a pies zostaje chwilowo zatrzymany przez Amerykanów. Ci, usiłując się dowiedzieć, co jest grane, udają się do norweskiej bazy, ale tam znajdują tylko jej szczątki, stygnące ciała członków załogi, oraz tajemniczą istotę, którą Norwedzy najwyraźniej odkryli pod lodem.
Wkrótce sprawy komplikują się jeszcze bardziej - okazuje się, że odnaleziona przez członków norweskiej bazy polarnej istota jest przybyszem z innej planety, rozbitym na Ziemi tysiące lat temu i zdolnym, co gorsza, do przyjmowania dowolnych kształtów. W tym... kształtów członków amerykańskiej ekipy badawczej. Ludzie przestają ufać sobie nawzajem, każdy obawia się o to, że któryś z jego dawnych kolegów jest już w istocie zainfekowany przez tytułową Rzecz. Mimo to - usiłują pokonać bestię, a przywództwo w ich grupie obejmuje R.J. McReady.

Klimat, jaki towarzyszy od początku do końca przy oglądaniu The Thing, jest niesamowity. Ciężko gdziekolwiek indziej odczuć taką atmosferę izolacji i wyobcowania. Jest to w dużej mierze osiągnięte niedużą liczebnością załogi bazy, gdzie rozgrywa się większość scen, oraz samym umiejscowieniem akcji gdzieś pośrodku Antarktydy, w odciętej od świata stacji badawczej. Pierwsze skrzypce odgrywa jednak ustawiczne poczucie zagrożenia i wzajemnego braku zaufania pośród bohaterów. W trakcie całego filmu wielokrotnie puszczają nerwy zarówno postaciom na ekranie, jak i widzom, jako że nikt nie jest pewny, skąd nadejdzie kolejny atak, kto jest Rzeczą, a kto nie, i czy cała walka w ogóle zostanie zwieńczona sukcesem.
Dobre (tzn. przerażające) wrażenie robi także podkład muzyczny oraz efekty specjalne. Ten pierwszy jest skromny, ale świetnie zrealizowany i bardzo nastrojowy - główny motyw muzyczny, ponury i rytmiczny, do dziś odbija się wielokrotnie echem w mojej głowie, ilekroć go sobie przypomnę. Wreszcie zaś efekty specjalne - cóż, te są klasą, po prostu. Należy tu przede wszystkim powiedzieć o makabrycznych formach przyjmowanych przez tytułową Rzecz, zdeformowanych sylwetkach ludzi i zwierząt, albo zupełnie niemożliwych kształtach. Gdy się to widzi, niby wiadomo, że wszystko to w rzeczywistości gumowe atrapy, ale jakoś tego podczas oglądania nie czuć. Widziałem przykładowo rozciągającego się jak guma, deformującego człowieka, ale mimo że wiedziałem, iż nie jest prawdziwy, zdawał mi się tak realistyczny, tak plastyczny... Należy być też podczas oglądania gotowym na zawały serca, bo momenty, w których coś NAGLE widza straszy, są tak zrealizowane, że długo pozostają w pamięci (szczególnie ten jeden - nie powiem, kiedy, bo zepsuję zaskoczenie - przy którym aż się za klatę złapałem, bo myślałem, że mi serce się z niej zaraz wyrwie, a jeden z moich kumpli podskoczył na kilkanaście centymetrów (mimo, że leżał na łóżku) i wrzasnął ze strachu).

Wreszcie, swój udział ma też gra aktorska. Główną rolę - McReady'ego - odgrywa znakomity Kurt Russel, ale także i pozostali aktorzy są świetni. Robią wrażenie zwłaszcza podczas tych scen, kiedy wzniecają kłótnie, wzajemnie oskarżając się o bycie Rzeczą i zadając pytania typu "a ty gdzie wtedy byłeś?!", "co przez ten czas robiłeś?!". Wypadli w takich sytuacjach bardzo naturalnie, co nie zawsze się udaje - nie ma w ich zachowaniu ani sztuczności, ani przesady.
Nie mógłbym też nie wspomnieć o zakończeniu, które jest po prostu wybitne i zostawia otwartą furtkę - nie wiadomo, czy bohaterowie odnieśli zwycięstwo nad Rzeczą, czy jednak daremne okazały się ich próby.

Sprawę partoli tylko nieco średniawe spolszczenie oraz pewne braki logiki w niektórych zachowaniach bohaterów, ale to nie zmienia faktu, że The Thing jest produkcją wybitną, genialną i ponadczasową, która pomimo upływu lat od premiery, nadal potrafi śmiertelnie przerazić.